Autostopem tu i tam - Grecja




Cel: Ateny-Rafina (GRECJA)
Termin: 29.04 - 8.05.2013
Trasa: Polska-Słowacja-Węgry-Serbia-Macedonia-Grecja

Zakwaterowanie: namiot w krzakach, z widokiem na morze, czasem na pole,a czasem na nic.Wyżywienie: niekończący się budapesztański chleb, pasztety, lu-go, zupki chińskie.
Koszt całej podróży: 50-70 euro


Zawsze marzyłam o wyprawie autostopem w nieznane...tylko ja, plecak, namiot, chleb, pasztecior i jakiś miły towarzysz podróży^^ przymiarki były już w zeszłym roku, ale się nie udało, więc gdy kumpela zaproponowała mi podróż autostopem do Aten musiałam zgodzić się od razu! Choć przyznaję, że byłam lekko spanikowana.

Nasz team
No i jak to w życiu bywa - w pierwotnej wersji miały wyruszyć 3 pary - niestety, mój towarzysz się wyłamał, później koleżanka również stwierdziła, że  nie jedzie...a ja, totalnie podjarana, nie mogłam odpuścić!
Czas upływał szybko, zostały tylko dwa dni do planowanego wyjazdu, a ja nie miałam partnera! Poruszyłam niebo i ziemię no i znalazł się jeden hardkorek:) Nie mogę pominąć faktu, że jak się okazało, pojechałam na wyprawę z 3 osobami, które widziałam pierwszy raz na oczy!:D



Zaczynamy!
Wyruszyliśmy ze Szczecina(przez Polanda przejechaliśmy pociągiem, do Nowego Targu) a stamtąd łapaliśmy samochody na południe. Już w pociągu spotkaliśmy parę osób, które w majówkowym nastroju przyłączyły się do karaoke w korytarzu! Imprezka była świetna, a konduktorka tylko od czasu do czasu przemykała miedzy nami lekko przerażona.

Pierwsze autko było dość nietypowe- coś a la karetka-podjechaliśmy kawałek do Jabłonki. Niestety zabrakło nam parę km do granicy, a dość długo czekaliśmy na jakąś opcję-co najśmieszniejsze w Jabłonce mieliśmy tabliczkę "BUDAPESZT/BELGRAD" - jak się później okazało, trochę zbyt daleki cel obraliśmy;D

Habibi
Na granicy w miejscowości Chyżne zaczęły się przygody^^ oczekiwanie(ok 1 h) skłoniło mnie do spacerku i wywiadu kto/gdzie jedzie spośród kierowców TIR. Na samym końcu podeszłam do autokaru, który stał obok nas. Patrzę: blachy polskie, może się zlituje i znajdzie dla nas ze dwa miejsca...podbijam, a tu pan mi z angielskim wyjeżdża. Hm. Mówi, że mógłby nas zabrać do Budapesztu. Mogło być lepiej?! Wsiadamy!

Wsiedliśmy, czekamy na resztę grupy (wydawało nam się, że to autobus wycieczkowy) a tu nagle - odjeżdżamy! Tylko we trójkę! Pan zapuszcza muzyczkę, a tu "arabskie klimaty habibi"!
Lekko zaskoczeni zaczęliśmy z nim rozmawiać - okazało się, że jest syryjczykiem, który mieszka w Niemczech, kupił ten autobus w Polsce, a teraz jedzie do Budapesztu. Przed nami jechał jego pilot. Ok. (zastanawiające było to, że co jakiś czas zatrzymywali się i poprawiali przedni zderzak, bo chyba nie za dobrze się trzymał...)

Buda i...pasztet
Wysadzili nas na kompletnym wygwizdowie pod Budapesztem, skąd uciekliśmy na gapę autobusem i za radą  wysiedliśmy na przystanku przy wylotówce na Belgrad.

Łapaliśmy stopa ze 3 godziny. Utknęliśmy tam na noc. Namiot rozłożyliśmy niedaleko stacji benzynowej. Nocą lał deszcz, ale przynajmniej było też  Tesco, gdzie nabyliśmy "niekończący się budapesztański chleb"(starczył nam na kolejne 4 dni-3 posiłki dziennie)^^

Rano ponowiliśmy próby i po 2-3 h zlitował się nad nami pewien węgier-podwiózł nas na najbliższą stację na autostradzie-nadrobił dla nas ok 40 km i nie chciał pieniędzy! Ale zastrzegł, że mamy mówić o węgrach w samym superlatywach:D W rzeczywistości mieszkańcy boją się autostopowiczów. No cóż polak,wegier - dwa bratanki, więc chyba ich rozumiemy:p

Cygany, cygany
Masa samochodów na parkingu-masa rumunów. Z zapakowanymi po brzegi autami. Na stacji przy  autostradzie już się nie szczypaliśmy z tabliczkami-podchodziliśmy do niemal każdego samochodu i ciągnęliśmy za języki: angielski, niemiecki, hiszpański, włoski, rosyjski, francuski...wreszcie jeden pan zapytał czy mówimy też w suahili!:D polaczki to zdolne bestie!
No i tak gawędząc zwęszyliśmy pustego busa - Czesi jadą do Aten! Czy może być lepsza wiadomość?! Jedziemy!

Węgry - Serbia - Macedonia - Grecja, poproszę!
Byli uprzejmi, ale nie mówili za dużo. Jedynym charakterystycznym tematem, jaki poruszyli, byli cyganie-że w Czechach dużo i że boją się spać w Macedonii, bo tam też nieciekawie. A jeśli chodzi o Macedonię, to urzekła nas krajobrazami! Zdecydowanie najpiękniejsze widoki z całej trasy! Nocowaliśmy w północnej Grecji.

Athena^^
Dotarliśmy do Aten następnego dnia ok godz. 12:) Jakoś ani ja, ani Janek nie wpadliśmy na tak genialną myśl, żeby zaopatrzyć się w mapę miasta...ale z pomocą przyszedł nam...Akropol! Który lśnił w słońcu ponad miastem^^przeszliśmy kilka km w tamtą stronę i dotarliśmy do centrum - mmmm! wspaniały klimat! Ale o pobycie w Grecji możecie poczytać w następnym poście:)

https://nyczka-podrozniczka.blogspot.de/2013/04/ateny-na-adrenalince.html




...i z powrotem...

W piątek wyruszyliśmy wcześnie rano i wpakowaliśmy się do autobusu w kierunku Aten. Tam byliśmy umówieni z polakiem, którego Janek poznał w ambasadzie. Ów spoko pan, zawiózł nas na pierwszą stację benzynową przy autostradzie. Stamtąd zabrał nas grek jadący na świąteczny obiad do rodzinki pod Atenami.

Niedźwiedź i turecki amant

Trafiliśmy na spory parking, ze stacją i dużą restauracją. Dookoła nas były tłumy ludzi, więc ruszyliśmy na polowanie i zagadaliśmy do pewnego tirowca-bułgara. Zaprosił nas do baru na kawę, gdzie poznał turka, a że zmierzali w tym samym kierunku, postanowili zabrać naszą czwórkę równocześnie!
Cieszyliśmy się niezmiernie, bo jak się później okazało, bardzo zabawni to byli ludzie!:D Ja i Jasiu jechaliśmy z "Niedźwiedziem", a Stara z Krzyckim pojechali z "Turasem". Ni w ząb nie znali żadnych języków oprócz bułgarskiego-no może turek kaleczył niemiecki, ale było przezabawnie! Co jakiś czas musieli sobie robić przerwy, podczas których pichcili sobie obiadki na grillu ukrytym w tirze! Tak pysznej i świeżutkiej baraninki nie jadłam w życiu! Wieprzowina się chowa! Do tego otrzymaliśmy papryczki, pomidorki dojrzewające w słońcu-przepyszne! A wieczorem na postoju, gdzie mieliśmy nocleg uraczono nas rakiją- wiki podaje, że to "ciężki napój alkoholowy zbliżony do brandy lub bimbru, otrzymywany przez destylację przefermentowanych owoców. " no i ma powyżej 50 %! Do tego bułgarski ser a la feta i ogóreczki - niebo w gębie!
* Podczas naszego posiedzenia alkoholowego przyszedł gang psów i...ukradły nam chleb zostawiony w reklamówce przy obozowisku! A to sabaki jedne! Niedźwiedź pobiegł rozjuszony i je pogonił! Składaliśmy się ze śmiechu...podchmieleni poszliśmy spać, a rano musieliśmy już łapać inną okazję. I czekały nas kolejne przygody:)



Cierpliwość? Bezcenna

Nie przewidzieliśmy tego, że w dniach powrotu grecy mają Wielkanoc i jadą całymi rodzinami w odwiedziny...grr. Utknęliśmy na amen na stacji za Katerini(Grecja). Cała nasza czwórka zmęczona i lekko podśmierdująca, zaczęła się irytować, bo czas uciekał, a w poniedziałek trzeba było stawić się w pracy!
Czekaliśmy tam chyba z 8 godzin...czarna rozpacz po prostu! Aż tu nagle szczęście się do nas uśmiechnęło: serb jedzie w stronę Belgradu-chop siup i już byliśmy w tirze z Jankiem! Zawiózł nas w okolice Nisz...niestety, jedyną opcją na nocleg była stacja, gdzie dosłownie psy dupami szczekały, a zamiast toalety, stał Toitoi! Dramat...

Rano dorwaliśmy kierowców śpiących w tirach na parkingu i jeden zabrał nas kawałek dalej:)
Po ok 2 godzinach zaczęło się kolejne polowanie - chodziłam z mapą od tira do tira, a było ich chyba ze 20 i pytałam...po drodze turcy zaprosili mnie na tradycyjny czaj! Mmm mocna i aromatyczna, a przy tym bardzo słodka herbata- mniam! Spotkałam tam wielu czechów i polaków, ale niestety mieli weekendową pauzę...lipa.

Śniadanie u Tiffany'ego

 Janek zaczepiał ludzi przy restauracji i bingo! Diana i Valentino, z Bułgarii zawieźli nas do samego Budapesztu:) Okazali się pełną ciepła i miłości parką:) wyglądali na ok 50-latków, a flirtowali ze sobą jak nastolatkowie! W dodatku się nami zaopiekowali i dostaliśmy kanapki, banany, wodę, 2 paczki fajek! :D Żyć, nie umierać! Diana interesuje się Ajurwedą i ćwiczy jogę. Muszę przyznać, że była to osoba, z którą poczułam jakąś więź- czasem się spotyka na swojej drodze magicznych ludzi-ona taka była. Niestety, bariera językowa była nie do przebycia-mówiła ledwo parę słów po angielsku...

Puolaki, puolaki...

Pożegnaliśmy się pod Budapesztem i następnym transportem był nieogarnięty niemiec, który nie ogarnął, gdzie chcemy jechać i wywiózł nas parę km nie w tę stronę, która nam odpowiadała...a stamtąd jakimś cudem zabrali nas...polacy. Czy się cieszyliśmy? To była dziwna podróż. Wcale się nie odzywali, jakieś dzikusy. Pomyśleliśmy wtedy, że to taki powrót do rzeczywistości małymi kroczkami...;) Jechali do Rzeszowa. Nie było nam po drodze, ale w niedzielny wieczór raczej nie mieliśmy innych perspektyw.

Gdy zobaczycie namiot pod swoim płotem...
Zrobili przy okazji nocny postój w jednym w węgierskich miasteczek, po czym poszli spać do hostelu...a my? Rozbiliśmy namiot pod czyimś domem! Nie było wyjścia. Nad ranem ktoś się koło nas kręcił, ale nie wbił nam się do chałupy, więc to zignorowaliśmy. Jeszcze parę godzin i wylądowaliśmy w Rzeszowie, a tam już w pociąg i do domu, do Szczecina! O dziwno, spotkaliśmy w pociągu...naszą drugą autostopową parę! Wróciliśmy już razem:)



Dziękuję naszej szalonej ekipie za wspaniałą majówkę:)




Grecja 2013

Komentarze

  1. Super ja w lato zrobię to samo. Mój angielski słabiutki ale dam radę. To będzie próba charakteru. Zamierzam jechać sam. Jeśli nie dam się ubić sabaki nie zagryzą to wrócę bogatszy o nowe doświadczenia. Najtańszym kosztem. Nie patrząc na zegarek. Chciałbym dotrzeć na Rodos. Tam trochę pozwiedzać objechać całą wyspę zobaczyć najciekawsze miejsca. I wrócić autostopem do Polszy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty